Dwa lata temu wyznałam już na blogu moją głęboką fascynację serią książek o Harrym Potterze. Dzisiaj przy okazji premiery ostatniego filmu z tej serii, chcę poruszyć raz jeszcze temat tej czarodziejskiej opowieści.
Koniec sagi to znaczące wydarzenie. Szczególnie koniec sagi popularnej, która ma wielu oddanych wielbicieli. Wyobrażam sobie, że z punktu widzenia autora i wydawcy jest to bardzo trudna decyzja. Z jednej strony kolejne części niewątpliwie przyniosą zyski, tylu ludzi na nie czeka. Z drugiej strony chcą oni zakończyć serię w wielkim stylu, nie przeciągać, pozostawić po niej dobre wrażenia, prawdopodobnie autor dla higieny umysłu chce również zająć się już czymś innym. Jak ten punkt znaleźć, jak wyważyć – to musi być niełatwe. Rowling od dawna (być może nawet od początku) twierdziła, że książek o Harrym będzie siedem i jak na razie trzyma się tego planu – nadal nie ma poważniejszych plotek o dalszych częściach.
Dla wielbiciela jest to skrajnie inne przeżycie. Decyzja o zakończeniu zostaje podjęta przez siły wyższe i, jako jednostka, nie ma taki fan na nią wpływu. Z własnego doświadczenia, rozmów z innymi czytelnikami i poczytywania różnych wypowiedzi w Internecie wnioskuję, że głównym uczuciem jest żal. Żal, że to już koniec i nic nie mogę z tym zrobić. To trochę jakby traciło się przyjaciół. Harry Potter to chyba jedyna bliska memu sercu saga, którą czytałam, że się tak wyrażę, na bieżąco. Czekając na kolejne części razem z innymi, miałam pewne poczucie wspólnoty. Kiedy wydawano ostatnią książkę, poszłam o północy do księgarni i wśród całego tłumu potteromaniaków czekałam aż dostanę ją w swoje ręce. Wzięłam nawet udział w konkursie wiedzy o serii, wygrałam go i ostatecznie dostałam książkę w prezencie. Pochłaniałam ją potem strona za stroną i tak jak Harry zbliżał się do ostatecznej rozgrywki z Voldemortem, tak i ja zbliżałam się do końca ulubionej historii, z ciekawością ale i smutkiem.
To było trzy i pół roku temu, ale w tym tygodniu nadszedł kolejny koniec dla fanów. W piątek w polskich kinach odbyła się premiera ostatniej części filmów na podstawie książek J. K. Rowling. Filmy nie były tak dobre, jak mogły być, ale też nie były koszmarne (wciąż mam w głowie ekranizację sagi wiedźmińskiej…). W ostatnich częściach zgodność z książką była już na akceptowalnym poziomie, a z powodu genialnej decyzji, aby z Insygni Śmierci zrobić dwa filmy, finał sagi jest przedstawiony dość dokładnie. A na pewno spektakularnie. Obejrzałam ostatni film w nocy z czwartku na piątek, w 3D w kinie IMAX w Krakowie. Jestem pewna, że siedziałam z opadniętą szczęką przez cały czas, nie pamiętam jednak niczego oprócz porywającej ekranizacji wielkiej przygody. Polecam wszystkim.
Przy okazji prezentuję Wam Elfkę w wydaniu domowym: bez makijażu i w tunice, którą kupiłam w Londynie, a noszę tylko w domu. Na przykład wtedy, kiedy oddaję się orgiom czytelniczym. Otoczona jestem niemal całą moją potterową kolekcją – pierwszy, drugi i piąty tom w oryginale pożyczyłam znajomym. Czegoś mi brakuje? Może polecacie jakieś analizy, encyklopedie, rozważania itp?


Elementy stroju:
Gdzie: do czytania na kanapie
Kategorie:Zestaw |
15 komentarzy »
Tagi: książka, sukienka, tunika, zielny, złoty, żółty